Bogactwem każdej wspólnoty jest to, że tworzą ją bardzo różni ludzie. Odmienność wielu osób żyjących blisko siebie służy współpracy, sprzyja uzupełnianiu się, pozwala patrzeć na wyzwania i problemy z wielu poziomów, stwarza wszystkim możliwości ciągłego rozwoju. Wreszcie uniemożliwia nudę i rutynę. Niszczący harmonię zamęt wkrada się wówczas, gdy członkowie wspólnoty gubią sens wcześniej podjętych decyzji i nie potrafią dalej wybierać tego, co dla nich dobre, co daje im szczęście i radość, co w gruncie rzeczy jest dla nich lepsze.
Dynamiczne wspólnoty są otwarte na inność. Nie boją się, że utracą swoją stagnację. Cieszą się każdą zmianą. Przyciągają potrzebujących i tych, którzy z chęcią udzielają pomocy słabszym. Ukazują swą harmonią, że jest pośród nich Ktoś, kto z miłością i szacunkiem wobec wszystkich, koordynuje całością i każdą jednostką. Co więcej, daje poszczególnym osobom szansę wolnego wyboru, by podejmowali takie aktywności, które najbardziej lubią. W rezultacie każdy czuje się dowartościowany i na swoim miejscu. Może się wydawać, że to idealizm lub wręcz iluzja, ale nie. To właśnie jest nasz katolicki Kościół, wspólnota założona przez Jezusa Chrystusa i nieustannie prowadzona przez Niego. Należą do niej ludzie ze wszystkich ras, kultur i narodów. Dlaczego więc jest tak niefortunnie i źle? Dlaczego pośród nas są niezadowoleni i poirytowani?
W oczach Bożych wspólnota Kościoła jest „ziemią obiecaną” oraz „krainą mlekiem i miodem płynącą”, gdyż jej członkowie są karmieni Eucharystią: Ciałem i Krwią Chrystusa oraz są napełniani Duchem Świętym i przez to uczestniczą w niewyobrażalnej łasce życia Bożego. Co się więc z nami jest, że się tym nie cieszymy, nie zachwycamy i za to Bogu nie dziękujemy? Może dzieje się tak dlatego, że wielu z nas po prostu nie wie, co ma.
Dramat wspólnoty naszego Kościoła zaczął się chyba właśnie wtedy, gdy zaczęliśmy patrzeć na siebie z zazdrością, dostrzegać łaski oraz przywileje u innych, nie widząc swego obdarowania. Zgubiliśmy poczucie odpowiedzialności za bogactwo otrzymanego życia. W rezultacie nie mogliśmy już w wolności trwać dla naszego Mistrza i wybierać tego, co dla nas lepsze, ale zaczęliśmy wchodzić w konflikty, które dziś trudno określić i uporządkować.
Przykładem wyjaśniającym tę sytuację może być opowiadanie o dwóch siostrach z Betanii – o Marcie i Marii, które odwiedził Jezus (Łk 10, 38-42). Gdy Pan przyszedł do nich, obie przyjęły pewien styl zachowania. Wybrały sposób przebywania z Jezusem, który uważały dla siebie za odpowiedni i lepszy. Nie były chyba jednak w pełni świadome swojej wolności i konsekwencji swojej decyzji. Marcie trudno było wytrwać w tym, co postanowiła. Na szczęście, Jezus przyszedł im z pomocą i zażegnał w porę konflikt. Na czym w zasadzie polegał ich problem?
Gdy Jezus przyszedł do ich domu, Maria usiadła u Jego stóp i słuchała tego, co On mówi. Marta zaś postanowiła zatroszczyć się o jak najlepsze przyjęcie Gościa. Przygotowywała dla Niego oraz dla Jego towarzyszy posiłek i inne potrzebne rzeczy. Obie siostry więc wybrały to, co uważały za stosowne i lepsze, by przyjąć Przyjaciela w swoim domu. Jezus zapewne dostrzegł miłość każdej z Nich. Marta jednak w pewnej chwili pozazdrościła swojej siostrze. Zaczęła się z nią porównywać oraz skarżyć na swój wybór i decyzję. Zgubiła cały sens i cel swojej pracy. Widziała jedynie to, że przecież Maria ma lepiej. W sercu Marty powstał zamęt. Zakiełkowały pretensje do Marii: doszukiwanie się niedbalstwa, lenistwa, braku miłości i współpracy, plotkowania, stawiania się wyżej ponad innych, domaganie się przywilejów itd. Marta zapomniała o tym, co wybrała, co uważała za lepsze dla siebie i dla zrealizowania swojego życia oddanego Jezusowi. Maria jednak trwała w swoim wyborze. Była wierna swoim decyzjom, całą uwagę poświeciła Jezusowi i nie miała pojęcia o tym, że jest przykrą dla Marty. Na początku wybrała to, co uważała za lepsze dla siebie i szczęśliwie to realizowała.
Opowiadanie o Marcie i Marii pokazuje, że możemy się uzupełniać w oddawaniu czci Jezusowi. Ważne są jednak nasze wolne wybory, poprzedzone dobrym poznaniem siebie i swoich możliwości, właściwe rozeznanie swoich dróg życia, a przede wszystkim wierność i wytrwanie w tym, co wybraliśmy. Nawet wtedy, gdy wydawać się będzie, że drogi innych osób są wartościowsze, atrakcyjniejsze, prostsze, zdrowsze itd. Jezus zawsze nam towarzyszy. Cieszy się naszą przyjaźnią, błogosławi i pomaga nam w osiągnięciu tego, na co się zdecydowaliśmy. Naszym przywilejem jest możliwość wolnych wyborów i kreowanie swojego życia według własnych upodobań.
A jeśli się zgubimy, nie zwlekajmy z udaniem się do Jezusa i z prośbą o to, aby rozjaśnił nam naszą sytuację. On z pewnością w mistrzowski sposób przypomni nam o tym, co wcześniej zadeklarowaliśmy odnośnie swego życia i którą drogą chcieliśmy podążać. Wtedy z pewnością znów zachwycimy się swoim życiem i umocnimy wspólnotę Kościoła, co więcej, zadbamy o to, aby Kościół jaśniał bardziej chwałą Chrystusa.