Trudno odnaleźć się w takiej rzeczywistości, a nawet wyobrazić ją sobie, w której nic nie istnieje. A jednak było tak właśnie na początku. Otaczający nas dzisiaj świat jest bardzo bogaty w istoty żyjące i w rzeczy materialne. Jest on konsekwencją Bożej pradecyzji o zaistnieniu tego, co dziś oglądamy. W naszym świecie ścierają się idee kreatywnej Bożej miłości i ludzkiej wolności, a także siły zła, które nie akceptują przyjaźni Boga z człowiekiem i uprzywilejowanej pozycji człowieka pośród stworzenia.

Wraz z końcem roku liturgicznego i z rozpoczęciem Adwentu, stajemy niejako na początku nowego etapu w naszym życiu. Nie wiemy, co wydarzy się w kolejnych miesiącach. Mamy może już przygotowane spotkania, prace i inicjatywy, które będziemy realizować w określonym czasie, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że są one zaprogramowane przez wartości i schematy świata, w którym żyjemy. Nie egzystujemy w próżni i nie jesteśmy sami. Wokół nas żyją inni ludzie, którzy tak jak my, są otwarci na fascynujące przygody. Chcą oni, podobnie do nas, zrealizować swoje cele, pragną ogólnego dobra, szukają możliwości, aby pozostawić po sobie myśli i dzieła, które przydadzą się przyszłym pokoleniom. Niewiele jednak mamy pomysłów, które nie byłyby kontynuacją dzieł już przez kogoś przed nami podjętych. Nie zaczynamy od niczego. Na początku istnienia naszego świata było całkiem inaczej. Nie było nic. Był tylko jeden Bóg, który wyraził się w Słowie.
Honorowe miejsce w duchowości św. Arnolda Janssena zajmuje kontemplacja Prologu Ewangelii według św. Jana. Właśnie tam czytamy: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1, 1-5). W rodzinie naszego świętego Założyciela praktykowano często uroczyste odczytywanie całego tekstu Prologu, modlono się nim i w konsekwencji prowadzono życie w jego świetle. Boże Słowo zajmowało pierwsze miejsce w codzienności i we wszystkich pracach, także w wychowywaniu dzieci i w pomaganiu im rozeznawać ich życiowe drogi.

Mądrość ewangeliczna towarzyszyła św. Arnoldowi od dzieciństwa przez całe życie. Dlatego nie bał się podejmować wyzwań epoki. Napełniał się Słowem Bożym i wiedział, że z Niego ma czerpać inspiracje u początku swego dzieła misyjnego i później kontynuując je. Zawsze był przekonany o prawdzie, że jest „światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1, 9). Pamiętał o dramacie ludzi, którzy nie poznali miłości i dobroci Boga, chociaż „na świecie było [Słowo], a świat stał się przez Nie, (J 1, 10 ). Czuł dezorientację ludzi gardzących wiarą i pięknem Słowa, którego „świat nie poznał” (J 1, 10). Nosił w sercu problem podziału chrześcijan, gdyż Słowo „przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11).
Św. Arnold, zakładając trzy misyjne zgromadzenia był pewien owocności pracy w mocy Ducha Świętego, ponieważ głoszona w prawdzie życia Ewangelia, przemienia ludzi wszelkich ras, kultur i narodów. Sprawia, że „stają się dziećmi Bożymi” (J 1, 12) w swoim myśleniu i działaniu. A efektem takiej duchowej przemiany jest to, że Boże „Słowo staje się ciałem i mieszka wśród nas.(J 1, 11).A jeśli chcemy to „oglądamy Jego chwałę (po. J 1, 14).
Na początku Bożego dzieła stworzenia świata było Boże Słowo. Nadało ono formę temu, co zaistniało i rozwija się do dziś. Słowo Boże towarzyszyło także św. Arnoldowi we wszystkim, co rozpoczynał i czemu się poświęcał. Owocami jego zawierzonej Bogu działalności, cieszymy się także dzisiaj. Niech postawa zaufania Bogu zachęci nas do tego, abyśmy z pełną nadzieją powierzali swoją codzienność i plany prowadzeniu Słowa Bożego – w kolejnych miesiącach, jak i przez całe nasze życie. Czytając Biblię nic nie stracimy, zyskamy na pewno Bożą przyjaźń i błogosławieństwo, a przede wszystkim radość życia.